Akceptacja
Już jakiś czas temu zauważyłam, że fotografia może u fotografowanych ludzi inicjować świeżą i zaskakującą refleksję na własny temat a nawet być początkiem istotnego epizodu terapeutycznego. Fotografując chciałam czuć, że robię coś ważnego, co ma głębszy sens. Odkryłam to w fotografowaniu (NIE) ZWYKŁYCH osób, niemających nic wspólnego z modelingiem czy pozowaniem. I nagle okazało się, że czarna skrzynka działa magicznie, otwiera na doznawanie siebie inaczej i zachęca do ujawniania ukrytych zakamarków tożsamości.
To tylko mały skrawek tego co razem stworzyłyśmy, ale i tak jestem bardzo wdzięczna, że mogłam opublikować te zdjęcia a co najważniejsze tekst napisany przez kobietę, która jest w trakcie głębokiej przemiany.
Karina
Od pięciu lat porządkuję swoje życie w każdym jego aspekcie. Przez ten czas wykonałam masę emocjonalnej roboty. Przepracowałam traumy dzieciństwa, niezaspokojone pragnienia, minusowe poczucie wartości, w które wyposażono mnie w rodzinnym domu, otchłanie rozpaczy, w które zabierała mnie moja wyobraźnia.
Dziś mam 39 lat i poczucie bycia na ostatniej prostej. Ten rok jest czasem wietrzenia moich wewnętrznych magazynów z lęku i wstydu oraz pracy nad akceptacją mojej fizyczności ze wszystkimi jej niedoskonałościami. Oddanie się w ręce Kariny było częścią tego procesu. Nie chciałam czekać z tym, aż będę czuła się ze sobą wyśmienicie. Choć miałam taką pokusę, wierząc, że 40. rok życia przywitam z takimi emocjami. No i byłby to doskonały prezent ma okrągłe urodziny. Intuicja podpowiadała mi jednak, żeby nie zwlekać.
Tak znalazłam się w kameralnym studiu pod Piasecznem. Bez specjalnych przygotowań i wyszukanych stylizacji, wyposażona jedynie w gram makijażu, który mam na sobie każdego dnia bez względu na wagę wydarzenia, w którym uczestniczę, i poczucie, że jestem we właściwym miejscu i czasie. I tam właśnie zadziała się magia. Unoszące się w powietrzu poczucie bezpieczeństwa i intymności sprawiło, że czułam, jak rozkwitam z każdym kliknięciem aparatu. Piękniałam z każdym słowem skierowanym w moim kierunku. Poruszałam się w rytm muzyki i charakterystycznego głosu Celeste, jakbyśmy na świecie były tylko my dwie. Nie było skrępowania, wstydu, strachu, zażenowania, blokad. Tych nieodłącznych towarzyszy mojego życia. Jakbym w jednej chwili przeobraziła się z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia.
W konsekwencji tej całej palety pozytywnych doznać sesja wyszła poza ramy studia, czemu byłam stanowczo przeciwna na etapie ustalania terminu.
Pojechałyśmy w plener, gdzie moje ciało pozowało rozluźnione w blasku szykującemu się do zachodu słońca oraz przy dźwiękach szumiących traw. Od razu po tym doświadczeniu stwierdziłam, że oto dokonałam kolejnego milowego kroku w wędrówce po wyboistej drodze do samoakceptacji. Zrobiłam to sama, dzięki odwadze, która każdego dnia nabiera mocy.
Kiedy dwie godziny później zobaczyłam pierwsze efekty naszej pracy, zaniemówiłam. Stan ten trwa do dziś, kiedy patrzę na wszystkie zdjęcia, które wyłuskało oko Kariny i oznakowało je mianem tych najlepszych. Widzę swoje naturalne piękno, bez Photoshopa i nadużywanych w dzisiejszej rzeczywistości upiększeń. To jeden z najpiękniejszych prezentów ode mnie dla mnie.
Klara
To tylko mały skrawek tego co razem stworzyłyśmy, ale i tak jestem bardzo wdzięczna, że mogłam opublikować te zdjęcia a co najważniejsze tekst napisany przez kobietę, która jest w trakcie głębokiej przemiany.
Karina
Od pięciu lat porządkuję swoje życie w każdym jego aspekcie. Przez ten czas wykonałam masę emocjonalnej roboty. Przepracowałam traumy dzieciństwa, niezaspokojone pragnienia, minusowe poczucie wartości, w które wyposażono mnie w rodzinnym domu, otchłanie rozpaczy, w które zabierała mnie moja wyobraźnia.
Dziś mam 39 lat i poczucie bycia na ostatniej prostej. Ten rok jest czasem wietrzenia moich wewnętrznych magazynów z lęku i wstydu oraz pracy nad akceptacją mojej fizyczności ze wszystkimi jej niedoskonałościami. Oddanie się w ręce Kariny było częścią tego procesu. Nie chciałam czekać z tym, aż będę czuła się ze sobą wyśmienicie. Choć miałam taką pokusę, wierząc, że 40. rok życia przywitam z takimi emocjami. No i byłby to doskonały prezent ma okrągłe urodziny. Intuicja podpowiadała mi jednak, żeby nie zwlekać.
Tak znalazłam się w kameralnym studiu pod Piasecznem. Bez specjalnych przygotowań i wyszukanych stylizacji, wyposażona jedynie w gram makijażu, który mam na sobie każdego dnia bez względu na wagę wydarzenia, w którym uczestniczę, i poczucie, że jestem we właściwym miejscu i czasie. I tam właśnie zadziała się magia. Unoszące się w powietrzu poczucie bezpieczeństwa i intymności sprawiło, że czułam, jak rozkwitam z każdym kliknięciem aparatu. Piękniałam z każdym słowem skierowanym w moim kierunku. Poruszałam się w rytm muzyki i charakterystycznego głosu Celeste, jakbyśmy na świecie były tylko my dwie. Nie było skrępowania, wstydu, strachu, zażenowania, blokad. Tych nieodłącznych towarzyszy mojego życia. Jakbym w jednej chwili przeobraziła się z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia.
W konsekwencji tej całej palety pozytywnych doznać sesja wyszła poza ramy studia, czemu byłam stanowczo przeciwna na etapie ustalania terminu.
Pojechałyśmy w plener, gdzie moje ciało pozowało rozluźnione w blasku szykującemu się do zachodu słońca oraz przy dźwiękach szumiących traw. Od razu po tym doświadczeniu stwierdziłam, że oto dokonałam kolejnego milowego kroku w wędrówce po wyboistej drodze do samoakceptacji. Zrobiłam to sama, dzięki odwadze, która każdego dnia nabiera mocy.
Kiedy dwie godziny później zobaczyłam pierwsze efekty naszej pracy, zaniemówiłam. Stan ten trwa do dziś, kiedy patrzę na wszystkie zdjęcia, które wyłuskało oko Kariny i oznakowało je mianem tych najlepszych. Widzę swoje naturalne piękno, bez Photoshopa i nadużywanych w dzisiejszej rzeczywistości upiększeń. To jeden z najpiękniejszych prezentów ode mnie dla mnie.
Klara